Rok Caritas

Stworzyliśmy namiastkę normalnego życia

15 grudnia br. do Polski wrócił Rafał Chibowski, wolontariusz, który dwa miesiące przebywał w Jordanii  ramach projektu pn. „Promocja kształcenia i społecznej integracji dzieci uchodźców syryjskich w Jordanii”, współfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP.

Rafał pracował z dziećmi uchodźców syryjskich w Mafraq oraz pomagał Caritas Jordan w dystrybuowaniu pomocy dla ciągle napływającej rzeczy uchodźców syryjskich. Spotkaliśmy Rafała przed wylotem na lotnisko, który podzielił się z nami swoimi wrażeniami po dwóch miesiącach pobytu w Jordanii. Oto jego relacja:

rafac582Z jakimi doświadczeniami wyjeżdżasz z Jordanii?

– Wyjeżdżam stąd z poczuciem, że to co materialne nie jest najistotniejsze w życiu, że czasami nie mając nic można z kimś podzielić się wszystkim. Doświadczałem tego, że ludzie, którzy mieli w domach tylko materace i puste ściany dzielili się tym, co jeszcze pozostało:  serdecznością, obiadem.  Bo przecież wystarczy niewiele, żeby kogoś uszczęśliwić, sprawić radość dziecku, wywołać na twarzy uśmiech. Wystarczy poświęcić trochę czasu,  niepotrzebne są duże pieniądze… Poznałem uniwersalną jednostkę czasu – „one minute”, które oznacza wszystko, tylko nie jedną minutę. Tutaj jest inne  podejście do czasu, do życia.  U nas wszyscy jesteśmy zabiegani, za czymś pędzimy sami nie wiedząc za czym, gonimy jeden deadline za drugim, a tu załatwimy to, co chcemy załatwić, ale trzy razy wolniej popijając herbatę. Wszystko się dzieje  powoli,  ale z większym sensem. Tu życie toczy się wolniej… Najpierw trzeba się poznać, razem napić się kawy, poznać rodzinę i pobawić z dziećmi, potem nargila, i tak po kilku dniach można przejść do sedna i wydobyć to, na czym nam zależy… Można wszystko załatwiać urzędowo, kilkoma stemplami, najważniejsi są jednak ludzie i rozmowa z nimi, i to nam otwiera furtki wszędzie.

Co chciałbyś zmienić w swoim życiu po powrocie?

– Kultura jordańska jest kulturą skupioną na człowieku, ważne są tu relacje międzyludzkie i potrzeba ich podtrzymywania, co u nas już trochę zanika.  Oczywiście mam poczucie proporcji: Jeśli mówimy o rodzinie jordańskiej, to chodzi o ród, który liczy 5 tysięcy osób.  Niemniej więzi są tutaj bardzo istotne. Wiem, że  czasem nasze problemy stają się przyziemne w porównaniu z historiami Syryjczyków, którzy przeszli piekło. W konfrontacji z problemami tych ludzi nasze wydają się baardzo małe.

Co cię najbardziej poruszyło podczas pobytu?

To, co mnie najbardziej poruszyło z usłyszanych historii, to ta o mężczyźnie, który 10 lat czekał na dziecko, a gdy wreszcie urodził się mu syn, stracił go zaledwie po kilku tygodniach. Gdy  trzymał dziecko w ramionach, dostało rykoszetem i natychmiast zmarło. Człowiek postradał zmysły.

Druga historia, którą usłyszałem jest o człowieku, który jadąc po chleb ustąpił miejsca na drodze pędzącemu autu, ale został potrącony.  Nie mógł wstać, żołnierze przejechali go z chirurgiczną precyzją, potem usłyszał głosy nad sobą: „co zabijamy go? Nie, on już nie żyje”... Teraz nie ma nogi, mówi z dużymi problemami.  Jego jadalnią, sypialnią i toaletą jest  materac. Widziałem też filmy video, na którym żołnierze ścinają głowę piłą mechaniczną rebeliantowi, który zanim umarł usłyszał, że to kara za przyłączenie się do rewolty przeciwko  Assadowi, który "nie jest waszym prezydentem, jest waszym bogiem”.

Usłyszałem też historie szczęśliwe, w obozie Zaatari pokazano mi człowieka, którego nazywano „chodzącą śmiercią”. Pocisk przeszedł przez gardło, nie dotykając żadnych narządów. Pomimo postrzału ten mężczyzna żyje i uważa,  że nie ma nic piękniejszego nad życie.

Uważam, że obecnie żadna ze stron nie może wycofać się z konfliktu, bo doszło do takiej eskalacji, że kto okaże słabość zostanie dosłownie wyrżnięty, chyba że dojdzie do interwencji zewnętrznej.

Czego teraz najbardziej potrzebują uchodźcy?

Uchodźcy potrzebują dwóch rodzajów pomocy. Pomocy doraźnej, która pozwala im przetrwać, i mniej lub bardziej godnie żyć.  To jest taka pomoc, która tylko - albo aż -  pozwala przetrwać, nie poprawia sytuacji, ale gwarantuje przetrwanie.  Ta pomoc jest raczej zapewniana, świadczy ją wiele organizacji Drugi rodzaj pomocy ma charakter strukturalny i rozwojowy, pozwalający wydobyć uchodźców z tej sytuacji, w jakiej się znaleźli, bo jest to przykład straconego pokolenia. Ta pomoc pozwala się wyrwać z sytuacji i rozpocząć nowe życie. Co jest jeszcze bardzo istotne – sytuacja materialna uchodźców miejskich i tych w obozie jest straszna, ale to jest i tak  lepsze niż piekło w Syrii...

Dzieci, które od kilku lat powinny się uczyć, nigdy nie chodziły do szkoły. Spotkałem jedenastoletnie dziecko, które nie znało liter alfabetu. To dziecko jest już 4 lata "do tyłu", jeśli chodzi o rówieśników z Jordanii.

Co dał dzieciom nasz projekt?

Jest to ciągle jeden z niewielu projektów o charakterze edukacyjno-terapeutycznym. Ważny jest przede wszystkim rodzaj pomocy, bo daje szansę wyjścia z martwego punktu, wydobycia się z beznadziejnej sytuacji. Dla dzieci dni, w których miały naukę, były wyjątkowym czasem. Dzieci, które mieszkały obok zjawiały się nawet 40 minut wcześniej. To im stworzyło namiastkę szkoły, normalnego życia oraz prawdziwego dzieciństwa. Wszystkim potrzebny jest mit, ten program pozwolił stworzyć dla tych dzieci mit szkoły, miejsca, w którym mogą się uczyć, w którym mogą spotkać rówieśników, mogą się bawić. Część tych dzieci nie miała elementarnych podstaw, które powinny mieć w tym wieku, nie znały alfabetu, cyfr. Pięć miesięcy to jak na szkołę krótko, ale te podstawowe braki zostały wyrównane, szkoła stworzyła im możliwość alternatywnego zajęcia. Gdy  się chodzi po Mafraq widać dzieci bawiące się na śmietniku, palące opony. W szkole nie byli pozostawieni sami sobie, była kadra nauczycieli, którzy zajmowali się nimi. Poczuli się ważni, bo ktoś się nimi interesował.

 

Zapraszamy również do lektury bardzo interesującego bloga, który Rafał prowadził przez dwa miesiące swojego pobytu w Jordanii:

www.rchibowski.wordpress.com/

Marta Titaniec
Tomasz Kaliński

Ten artykuł dotyczy programu: Pomoc dla Syrii