Hospicjum stacjonarne w Jaworznie od dwóch lat pomaga chorym
Czwartek, 20 Października 2011 16:16
Caritas Diecezji Sosnowieckiej
Tu nie mówimy o chorobie, mówimy o życiu – podkreślają pracownicy jaworznickiego hospicjum „Homo homini” im. św. Brata Alberta. Od dwóch lat pomagają nie tylko chorym terminalnie na nowotwory w domach, ale kilkunastoma z nich opiekują się w hospicjum stacjonarnym. Dla nich i dla ich podopiecznych 20 października Mszę św. odprawił bp Grzegorz Kaszak.
Nieduża kaplica budynku hospicjum w Jaworznie z trudem pomieściła uczestników liturgii. Przybyli na nią darczyńcy, przedstawiciele władz, pracownicy i wolontariusze oraz chorzy – podopieczni placówki. Wielu z nich musi korzystać z wózków inwalidzkich, a niektórzy byli przywiezieni w łóżku. W kazaniu bp Kaszak opowiedział m.in. o siostrze zakonnej, o której usłyszał w czasie swojej pracy w Watykanie. – Była nie tylko przykuta do łóżka, ale przebywała w specjalnej kapsule, bowiem nawet zwykłe powietrze mogło ją zabić. Jan Paweł II często prosił ją o modlitwę, gdy musiał podjąć jakieś trudne decyzje. Wtedy dzwonił do niej ktoś z Watykanu z prośbą o ofiarowanie cierpienia i modlitwy w tej intencji – opowiadał biskup. Mimo choroby owa siostra miała poczucie humoru. – Któregoś dnia powiedziała: Boże, żeby tylko nie zadzwonili od Ojca św. Dzisiaj gra moja drużyna piłkarska i ja już całe cierpienie i modlitwę ofiarowałam w ich intencji – mówił kaznodzieja.
W czasie Mszy św. sosnowiecki ordynariusz poświęcił również nowy witraż z wizerunkiem bł. Bernardyny Jabłońskiej, albertynki. Środki na jego powstanie zebrano w czasie pogrzebu Zofii Karaś, która była pod opieką hospicjum, a której dwaj synowie są księżmi. Jaworznickie hospicjum stacjonarne pierwszych pacjentów przyjęło w styczniu 2010 roku. Dysponuje 18 łóżkami. Oprócz sal dla chorych jest jeden pokój, gdzie z chorym może przebywać rodzina. – Preferujemy jednak opiekę w domu rodzinnym. Do nas przychodzą chorzy z bardzo ciężkimi objawami choroby lub nie mający swoich rodzin, a nawet bezdomni – opowiada Maria Bryła, lekarz i dyrektor hospicjum. Przyznaje, że sukcesem opieki hospicyjnej, poza złagodzeniem skutków choroby, jest przygotowanie podopiecznych i rodziny do odchodzenia najbliższych. Stąd domowa atmosfera panująca w budynku. Sale szpitalne przypominają pokoje: są kwiaty, obrazy. – Kiedy przychodzi rodzina, siadamy razem przy kawie, a jeśli jest pogoda, bujamy się na huśtawce obok naszego budynku – opowiada pani dyrektor. – Tu nie mówi się o chorobie, ale o życiu, o tym co trzeba zrobić, jakie mamy plany – dodaje. Chorzy, jeśli tylko mogą, wspólnie pieką np. baranki wielkanocne, wszyscy zasiadają do świątecznego stołu. – Dlatego nikt nie mówi, że nasz dom przypomina szpital, a raczej sanatorium – podkreśla Maria Bryła. Przyznaje, że na razie instytucja nie ma większych trudności finansowych, choć zna hospicja, które muszą być zamykane. Jaworznicka placówka zawsze może liczyć na darczyńców, często drobnych. Od lat trzy osoby wpłacają np. co miesiąc po 50 zł. Wokół hospicjum gromadzi się, oprócz pracowników, spora grupa wolontariuszy. Wielu z nich to ludzie młodzi. – To dla nich prawdziwa szkoła życia. Tu się nauczą opieki nad chorymi, co będzie w przyszłości procentowało – mówią pracownicy jaworznickiej placówki. kjk (KAI)